sobota, 21 lipca 2012

Krasnal

Parę dni temu pewna osoba poprosiła mnie bym namalowała krasnala na brystolu z podanego wzoru, lecz kolorystykę i metodę miałam wybrać sama. Jak zwykle wybrałam farby - oczywiście akrylowe! (kocham je za łatwość mieszania kolorów i szybkość schnięcia)
Najpierw zrobiłam sobie szkic, by w razie błędu poprawić machnięciem gumki

(na pudełko pasty nie zwracajcie uwagi, służyło mi tylko jako podpórka) 



W trakcie malowania konturów.


Moja mała wróżka pomagała mi swoimi zaklęciami ;)


Efekt końcowy.


Pozdrawiam wszystkich odwiedzających! :)

środa, 18 lipca 2012

Obraz Matki Boskiej

Niedawno skończyłam malować obraz na życzenie Dziadka. Gdy się za niego zabierałam, to jeśli się nie mylę był luty albo marzec, ale potem nie miałam natchnienia i tak z pomalowanym tłem i konturami przeleżał kilkanaście tygodni. Aż przyszły pierwsze letnie dni, a ja dostałam weny twórczej i oto powstał obraz Matki Boskiej Fatimskiej.

W trakcie malowania



Jestem samoukiem i nie potrafię malować z pamięci, ale również nie umiem stworzyć 
idealnej kopi obrazu. Ale myślę, że podobieństwo jest widoczne?



Wracają do mojej choroby, to jedyne co pozostało to katar, który prawie jest już niedokuczliwy.
Więc gdy tylko przestaje padać deszcz, to razem z córeczką i M śmigamy na rowerach (jeszcze przed moim upadkiem na zdrowiu zakupiłam nowy rower - oczywiście z koszyczkiem ;))


Pozdrawiam cieplutko i życzę wszystkim słodkich snów.



poniedziałek, 16 lipca 2012

Chora :(

Minął już ponad tydzień od ostatniego postu, a ja nadal nie mam siły do pisania, 
ale nie myście sobie, że już się znudziłam blogowaniem, bynajmniej - po prostu jestem chora.
Tak, tak chora... od zeszłego czwartku (5.07) zużyłam razem z Julką już tyle chusteczek higienicznych, co w dawnych czasach starczało mi na cały rok szkolny. W piątek wybrałyśmy się do lekarza, po ponadgodzinnym czekaniu w poczekalni usłyszałam "złapała Pani wirusa" - jakiego!? Jak dla mnie, to bardzo uciążliwego, gdyż od soboty co wieczór gorączkuję i żyję na ibupromie, a zwykły syrop w połączeniu z rutinoscorbinem - najwidoczniej mi nie pomógł i w środę zrobiłam sobie powtórkę z rozrywki i pofatygowałam się znów do lekarza. Tym razem brak kolejki, inna Pani doktor, diagnoza również inna i na szczęście antybiotyki (nie jestem zwolenniczką) - ale ja chcę już w końcu normalnie funkcjonować! Od ponad dziesięciu lat nie miałam gorączki, zatoki również już bardzo dawno nie dawały o sobie znać, a tabletki od bólu, są teraz dla mnie prawie tak ważne, jak poranna kawa. Julcia od pierwszej wizyty brała antybiotyk i dziś śmiga po podwórku. Fakt... że trzyma ją jeszcze katar i lekki kaszel, ale ma tyle energii, że niemożna ją na dłużej zatrzymać w miejscu.

To kawałek mojego ogródkowego świata


Pozdrawiam!!!


środa, 4 lipca 2012

Nauka jazdy

A jednak się nie postarałam... (nałogowy brak czasu) i dopiero dziś piszę o osiągnięciach mojej córeczki. Julcia ma skończone pięć lat, więc stwierdziłam, że czas nauczyć ją jazdy na rowerze bez bocznych kółek i tak, gdy M był w pracy odkręciłam małej kółka i zaczęła się pierwsza runda. Julia po pierwszej nieudanej próbie i drugiej mojej namowie nie opuściła już rowera i z coraz większą ochotą pokonywała kolejne metry. Niestety ja po piętnastu minutach asekurowania Ją, byłam bardziej zmęczona, niż gdybym przebiegła maraton. Na szczęście moja Mała już po pierwszym dniu potrafiła jeździć bez asekuracji, czego nie można mówić o ruszaniu i hamowaniu - do tego byłam jej jeszcze niezbędnie potrzebna ;)



Z tej radości upiekłam torcik, który na życzenie Julii miał być niebieski, a wyszedł turkusowy - ale najważniejsze, że wszystkim smakował.

Proszę się częstować ;)



niedziela, 1 lipca 2012

Spacerkiem do babci

Moi rodzice mieszkają niedaleko nas, więc gdy tylko pogoda na to pozwala, śmigamy z Julką do babci na piechotę. Mała bardziej zmotoryzowana, więc trenuje jazdę na rowerze, a ja na mojego dwukołowca będę musiała trochę poczekać - z braku kasy albo zdecydowania :/ Nasza krótka podróż jest bardzo przyjemna, przechodzimy przez łąkę i po drodze mijamy kilka domów, a potem ciągną się pola kukurydzy i łąki częściowo usłane kwiatami. Na szczęście cała droga jest wyasfaltowana i Julia niema problemów z jazdą.



Czasem przystaniemy, by przyjrzeć się maleńkim istotką żyjącym w trawie.




A to ja z Juleczką



I tak przez kilka tygodni sobie spacerowałyśmy, a post w połowie napisany czekał aż go skończę. 


Postaram się dziś wieczorem napisać o nowym dokonaniu Julci.