Muszę wspomnieć o niedzieli, gdyż dużo się wydarzyło. Pierwszym powodem do wspomnienia tego dnia był KOT, a to nie byle jaki, bo taki malutki rudy, który skradł serce nawet mojemu M.
A wszystko zaczęło się w niedziele rano, gdy pojechaliśmy do mojej mamy po książki, które przyniósł mi listonosz dwa dni wcześniej. Jak zwykle moja pięciolatka musiała ten czas spędzić na zabawie z rudym kotkiem mojej mamy, ale ze względu, że nie byliśmy tam długo, to postanowiliśmy razem z M zabrać maluszka na jeden dzień do nas. I tak w domu po długiej zabawie z Julką, kotek zasnął w łóżeczku lalki - czyż nie wygląda uroczo? Nawet M wpatrywał się w niego przez dłuższą chwilę
Po obiadku razem z Julką upiekłyśmy nasze ulubione muffinki - oczywiście kolorowe, gdyż w przeciwieństwie do M, Julka lubi tylko te. Lecz nie zapomniałyśmy o naszym mężczyźnie i również dla niego zrobiłyśmy kilka tradycyjnych.
Gdy ja na podwórku czytałam nową książkę, Julia bawiła się w najlepsze z kotkiem, a on nie opuszczał ją na krok.
Wracając do mojej lektury, to zaczęło się jakieś pół roku temu, zapragnęłam jakieś ciekawej książki na długie wieczory. I w hipermarkecie zakupiłam na wyprzedaży książkę Elizabeth Adler "Dom na wybrzeżu" powiem Wam, że książka przypadła mi bardzo do gustu, a to miedzy innymi dlatego, że kocham Włochy - mimo iż jeszcze tam nie byłam. Powieść jest napisana dla kobiet i jak dla mnie jest bardzo interesująca, a zarazem wciągająca. Lecz z barku wolnego czasu książkę na wpół przeczytaną odłożyłam na półkę i tak przeleżała kilka miesięcy, aż do czerwca kiedy, to wzięłam ją do ręki i pochłaniałam ją w kilka dni.
W internecie wyszukałam spis książek pisarki i kolejny tytuł był jeszcze bardziej zachęcający
"Lato w Toskanii" jak dla mnie tytuł idealny, gdyż sama marzę o spędzeniu lata w Włoszech, a dokładnie w Toskanii. Na aukcji internetowej znalazłam książkę w tzw. "groszowej cenie" więc dokupiłam jeszcze jedną "Upragnione życie" Louise Voss. - książki przyszły szybko co mnie bardzo ucieszyło, więc mamie zostawiłam Toskanię, a ja zabrałam się za czytanie drugiej książki.
Co do pobytu Rudika lub Garfilda - jak kto woli (bo niema jeszcze wybranego imienia) pozostał u nas, aż do wtorku, gdyż Julia nie umiała się z nim rozstać, a ja i M nie mieliśmy sumienia na kategoryczną decyzję. I tak w wtorek córcia usłyszała z moich ust historyjkę o nocnej ucieczce kotka do babci z tęsknoty za swoim domkiem i papużkami z którymi mieszkał. Szczerze mówiąc historia trafiona w dziesiątkę, efekt - 10-cio minutowy żal za kotkiem i całodniowa radość, że kotek sam trafił do babci i nie został złapany przez wilki ;)
super kolorowe muffinki...do zabarwienia ich używacie barwników spożywczych czy jakiś inny składnik? :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam