Trochę mnie nie było, ale korzystałam z dni spędzonych z M i córeczką, a częściowo nawet z rodziną bliższą i dalszą. Ze względu na brzydką pogodę nad morzem spędziliśmy urlop mężusia w pobliżu domu... przykro mi, że w tym roku nie mogę zobaczyć pięknego Bałtyku, stąpać po suchej plaży, co wieczór karmić mewy patrząc na topiące się w morzu słońce, przyglądać się Pani która co dzień przekłada z miejsca na miejsce piękne obrazy namalowane na płótnie, godzinami odpoczywać na plaży pomagając Julci zrobić zbiorniki wodne z których może wyławiać plastikowe rybki, stąpać w zimnej wodzie zbierając muszelki i kamyki, znów odwiedzić małą galeryjkę, która przyciąga wzrok pięknymi lampionami ustawionymi przed wejściem, pozdrowić miłego Pana sprzedającego tak lubiane przez mojego M - kebaby, zajadać się lodami i świeżymi rybkami i znów robić zdjęcia pięknym kwiatom rosnącym w Rewalskich ogródkach oraz przyjrzeć się ruiną Kościoła w Trzęsaczu, a być może ponownie spotkać Apolla - małego chłopca, który był świetnym kompanem do zabawy z Julką, a którego mieliśmy szczęście spotkać trzy razy na plaży, mimo iż, za każdym razem szliśmy w inne miejsce... Och jak dobrze byłoby powtórzyć, to wszystko, ale nie tracę nadziei w końcu do przyszłego lata już dużo nie zostało ;)
A wracając do naszego tegorocznego urlopu nie był całkowicie gorący, ale za to, bardzo fajny i spontaniczny. Pierwszy tydzień był w większości mokry, więc załatwiliśmy sprawy urzędowe, a później odwiedzaliśmy rodzinę, jeżeli pogoda nam pozwalała używaliśmy do tego rowerów. W drugim tygodniu wracaliśmy do domu tylko, by zrobić pranie, podlać kwiaty, czasem ugotować obiad i by się wyspać. Motorem naszych wojaży był mój M, który najwidoczniej nie jest typem domatora. Domówił się z swoim kuzynem Mirkiem i w niedzielę całą piątką śmigaliśmy na Tarnowskie Góry, by zwiedzić Sztolnię "Czarnego Pstrąga" nie obyło się bez problemów, które dzięki zabawnemu Mirkowi i jego bardzo sympatyczniej dziewczynie Justynie, były do przełknięcia. Na miejscu czekając na zejście oraz później płynąc łodziami humor nas nie opuszczał, a to za sprawą dość pogodnego przewodnika, którego mieliśmy szczęście gościć całą trasę na naszej łodzi. Niestety, ale posiadam tylko jedno zdjęcie z tego niezwykłego miejsca, które na początku doprowadzało mnie do klaustrofobii, a później coraz bardziej oczarowywało.
Z braku czasu nie odwiedziliśmy Zabytkowej Kopalni Srebra, która jak słyszałam jest jeszcze wspanialszym i ciekawszym miejscem. Ale starczyło nam czasu na relaks w Parku Wodnym w Tarnowskich Górach.
W innym dniu wybraliśmy się razem z nimi do Czeskiego Zoo w Ostravie, które jest dotychczasowo naszym najlepszym miejscem na spędzenie prawie całego dnia razem.
Ja z Mężem oraz Mirek z Justyną
Wybraliśmy się też naszą trójką do Ustronia, na górę Czantorię z której mogliśmy podziwiać piękne widoki, ale tylko przez jakiś czas, gdyż pogoda szybko się pogorszyła.
Więc postanowiliśmy powtórzyć wyjazd do Ustronia z moją kuzynką Martą, tym razem celem był Leśny Park Niespodzianek oraz centrum Ustronia i kąpiel w Wiśle.
Odwiedziliśmy jeszcze z Martą i moim siostrzeńcem Łukaszem pobliski basen oraz gościliśmy Mirka i Justynę pod namiotem, spędzając z nimi miłą noc przy tradycyjnym ognisku.
I tak z szybkością wiatru przeleciały nam dwa tygodnie.
Pozdrawiam wszystkich odwiedzających :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz